środa, 22 stycznia 2014

Carmen - prolog

Zastanawiałam się... Zastanawiałam się tak wiele razy, jednak nigdy nie byłam wstanie znaleźć odpowiedzi... To wszystko jest tak proste, dziecinne, dlaczego nadal nie rozumiem? Przecież widziałam wszystko, pamiętam wszystko! Nigdy nie zapomnę tej nocy... Jak mogłabym? Patrzyłam na śmierć mojego ukochanego... Dlaczego nic nie zrobiłam? Wtedy ostatni raz płakałam. Od tamtej pory nigdy nie wyraziłam żadnych uczuć. Ale po co? Po co mi uczucia, skoro nie mogę ich nikomu okazać? Nie ma ich. Nie ma nikogo.
Kim teraz jestem?
Tak, wiem. Jestem nikim. Nie rozumiem, nie rozumiem dlaczego nadal staram utrzymać siebie przy życiu... Można to tak łatwo skończyć. Jest wiele sposobów.. Mogę zniknąć tak szybko jak się pojawiłam. Zrobić to szybko.. Nie. Mogę pocierpieć, odpokutować za swoje grzechy.. Ale czy On by tego chciał? Nie zginął po to, żeby teraz podobny los spotkał mnie. Ale po co komu takie życie? Ja już nie istnieję. Nikt już o mnie nie pamięta. Wszyscy już nie żyją.
W chwili, w której osiągnę dwadzieścia cztery lata mienie pięć lat od tego incydentu...
------------------------------------------
 Obudziłam się jak zwykle cała mokra. Każdej nocy, każdej cholernej nocy widzę jak umiera! Jak długo będę musiała to znosić?!
-Cholera, moja głowa - sięgnęłam do kosza z owocami - tylko jedno jabłko? Może potrafię utrzymać je w doskonałym stanie, ale jedzenia sama nie stworzę.
Zwlokłam się z mojego prowizorycznego łóżka, przebrałam się i wyszłam zrobić zakupy... Nigdy nie mogłam pozwolić sobie na zbyt wiele. Bycie kieszonkowcem, zwłaszcza tak nieudolnym kieszonkowcem nie pozwala na "zarobienie" kwoty, która umożliwiłaby mi prawdziwy posiłek. Jeden bochen chleba wystarcza mi na prawie miesiąc. Zawsze żałuję sobie jedzenia. Nie martwię się jeśli się zepsuje. W każdej chwili mogę sprawić, żeby były zdatne do jedzenia... Cóż, wiem na pewno, że się tym nie zatruję.
-Dziękuje i zapraszam ponownie - odpowiedział wesoło właściciel stoiska z owocami, spojrzałam na niego i spróbowałam się uśmiechnąć. Chyba się mnie przestraszył.
-Panienko, takiej młodej damie jak Ty nie wypada chodzić z taką miną... - spojrzałam się nie niego jeszcze raz - Masz piękne oczy, nigdy takich nie widziałem. Szkarłat?
Pokiwałam głową. Nienawidziłam moich oczu, ich kolor zawsze kojarzył mi się z bólem. Kiedy byłam dzieckiem moi rówieśnicy bali się mnie.. Myśleli, że zacznę strzelać jakimś laserem czy coś.. Tylko on się nie bał.
-Może coś powiesz? - mężczyzna wyrwał mnie z transu
-Mogłabym z Panem porozmawiać, ale kolejka będzie się tylko dłużyć, do zobaczenia.
Uciekłam. Zdążyłam jednak usłyszeć komentarz sklepikarza
-Cóż za delikatny głos. Tajemnicza dziewczyna...
Biegłam, nie wiem dlaczego... Chyba chciałam uciec, uciec od tych wszystkich oczu...
-Achh, przepraszam, nic Ci nie jest? - zapytał nieznajomy. Torba z jabłkami wysypała się - poczekaj, pomogę Ci. - chłopak, młodszy ode mnie, spakował wszystkie jabłka na swoje miejsce.
Wyciągnął rękę, żeby pomóc mi wstać. Podniosłam się sama i wzięłam torbę do rąk.
-Dz-dziękuję - chciałam odejść
-Czekaj! - zatrzymałam się - Czy kiedyś znowu się spotkamy?
Odwróciłam się do chłopaka i spojrzałam mu w oczy, mogłam mu się dokładnie przyjrzeć... Był to wysoki szatyn, chudy, jednak umięśniony. Najbardziej intrygujące były jego oczy... Jedno z nich niebieskie, drugie zielone. "Piękne" - pomyślałam
-Pomogłeś mi pozbierać jabłka, nawet nie widziałeś jak wyglądam.
-Teraz wiem - uśmiechnął się.. Taki słodki uśmiech... Tak bardzo niewinny...
-Nie wiesz kim jestem, nie znasz nawet mojego imienia.
-W takim razie, pozwól mi siebie poznać.
-Nie wiesz ile bólu mogę Ci zadać...
-Nie wierzę w to. Pierwszy raz widzę tak niesamowitą osobę jak Ty.
-Co jest we mnie niesamowitego?
-N-nie wiem... Czuję, że tak jest!
-Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, jakkolwiek idiotycznie to brzmi...
-Nie mów tak! Ja...
-Przepraszam Cię, dalsza rozmowa nie ma sensu... - odwróciłam się i zaczęłam iść w swoją stronę
-Czekaj! Powiesz mi jak masz na imię?
Dlaczego nie?
-Carmen
Uciekłam.



-Carmen, piękne imię...